niedziela, 10 marca 2013

Ja to wiem, Tomo.

Byl pozny wieczor. Umiesniony brunet siedzial w glebokim fotelu i sciskal w dloni  oprozniona do polowy butelke wodki. Na stole przed nim lezala zaklejona koperta. Adresatem byl Shannon Leto, nadawca Tomo Milicevic. Mezczyzna, wlasciciel listu, wpatrywal sie w niego zmeczonym wzrokiem, do polowy przyslonietym coraz ciezszymi powiekami. Nie wiedzial, czy otworzyc koperte, czy nie. Nie znosil tych wiadomosci, ktore Tomo co jakis czas zostawial w jego skrzynce.
Znow podniosl butelke do ust i upil kolejny lyk piekacego trunku.Wodka przyjemnie rozgrzewala i blogo mulila umysl, zatrzymujac wszystkie niepotrzebne mysli. W koncu wzial do trzesacej sie reki koperte i rozerwal ja, zupelnie nie patrzac na to, czy przy okazji naruszy sam list, czy nie. Rozlozyl kartke i staral sie skupic wzrok na skaczacych literach. Korespondencja nie byla dluga, ledwo trzy zdania, krzywo nakreslone atramentem.
 'Tesknimy za toba. Wciaz czekamy na twoja chec spotkania sie z nami. Nie mozesz sie tak zamykac ze swoimi problemami, przeciez masz nas.'
 Shannon prychnal pijackim smiechem. Niewiele myslac zgniotl w dloniach papier i cisnal kulke przez pokoj. Szczera obojetnosc zbudowana alkoholem zaczela kruszec i mezczyzna na nowo zostal zaatakowany uczuciami. Smutkiem, zloscia, poczuciem swojej winy i beznadziejnosci. W takim przypadku jedyne, co Leto mogl zrobic to tylko dopic wodke i przeszukac barek, a nuz znajdzie sie tam jeszcze jedna butelka.
Zakaszlal, gdy juz caly napoj przelal sie po jego gardle, a szklo poszybowalo przez pokoj, roztrzaskujac sie z hukiem na przeciwleglej scianie.

***

Pol roku wczesniej.


- Shannon, kurwa, wstawaj. Ogarnij sie!
W pokoju panowal polmrok spowodowany zaslonietymi zaluzjami, smierdzialo kwasnym moczem i tanim alkoholem. Tomo chodzil naprawde wkurzony po sypialni, zbierajac rozrzucone butelki i puszki po piwie. Byli juz spoznieni, najdalej jak za pol godziny wszyscy troje mieli zasiasc w studiu i kontynuowac prace nad nowa plyta.
Jared od tygodnia byl w stanie totalnej wscieklosci. Razem z zespolem dostawali coraz to nowsze propozycje grania koncertow na letnich festiwalach w Europie, a czwarty krazek, ktory mieli wtedy promowac, jeszcze nie byl skonczony. Co prawda brakowalo w nim szczegolow, ostatnich detali, moze dwie, trzy piosenki byly jeszcze do dogrania, poprawienia. Jednak mlodszy Leto byl perfekcjonista. Chcial zeby ten album byl jednym z najlepszych , a to co on chcial osiagnac w branzy muzycznej bylo zawsze najwazniejsze i musialo sie pokryc z rzeczywistoscia. Tak wiec Jared siedzial dniami i nocami, spiewal, gral na gitarze te partie, ktore tylko potrafil. Jednak nawet on nie byl w stanie robic wszystkiego w zespole. Perkusji nie dotykal, ta nalezala do jego starszego brata, byla jego prywatna swietoscia, jego ukochana. Caly problem polegal w tym, ze jej wlasciciel od kilku juz dni na niej nie bebnil, tylko zamykal sie w swoim pokoju i pil. Powody, ktore wymyslal i wmawial czekajacemu pod drzwiami Tomo byly rozne, lecz skutek zawsze ten sam - Leto zasypial w kaluzy wlasnych wymiocin, totalnie odciety od rzeczywistosci. Gdyby nie to, ze Milicevic jako tako sie o niego martwil, perkusista nic by nie jadl i swoje potrzeby fizjologiczne zalatwialby w lozku. Kiedy to sie stalo, ze znany i pozadany przez tysiace kobiet Shannon tak sie stoczyl? Nikt nie wiedzial, a sam Leto nie staral sie niczego wyjasniac. Uwazal, ze nie jest nikomu nic winien, a jego zycie i to co z nim robil nie powinno innych interesowac. Nie przejmowal sie terminami wytworni, obietnicami, jakie na wpol trzezwo skladal, prosbami Tomo i wrzaskami Jareda. Wielokrotnie szarpal sie z bratem, a telefony od swojej matki juz zupelnie przestal odbierac.
Shannon zamykal sie w skorupie. Byl tylko on i alkohol.
Nie od dzis wiadomo bylo, ze mezczyzna lubil sobie wypic. Znal jednak umiar. Az do teraz.
Tomo znow zaklnal siarczyscie i z impetem wrzucil trzymana butelke do przepelnionego kosza na smieci. Zerwal ze starszego Leto koldre i zaczal szarpac jego ramie, silnie, natarczywie.
- O chuj ci chodzi... Wynos sie stad! - mezczyzna wtulil zarosnieta twarz w poduszke, chowajac sie przed ta odrobina swiatla, ktora zaatakowala jego oczy, a moze i przed calym swiatem.
- Nie. Nie wyjde stad, poki mi w koncu nie wytlumaczysz, co sie wlasciwie dzieje. Dlaczego od dluzszego czasu zachowujesz sie jak zwykly kutas? Zajmuje sie toba, jak cholernym dzieciakiem, naleza mi sie jakies wyjasnienia! - jeszcze chwila i Chorwat na sile wyciagnalby Shannona z lozka tylko po to aby dac mu w ryj. Kipial ze zlosci, ale przede wszystkim chcial sie dowiedziec, co bylo przyczyna tego zachowania jego przyjaciela. Milicevic dlugo stal nad poslaniem i przygladal sie perkusiscie z rosnacym zrezygnowaniem. Juz zupelnie stracil nadzieje na jakiekolwiek slowo od mezczyzny. Odwrocil sie i ruszyl do wyjscia, po drodze kopiac pusta puszke.
- Stoj. Zamknij drzwi i wroc tu, prosze.
Gitarzysta nie spodziewal sie tej prosby, ale wykonal ja niezbyt chetnie. Usiadl na zawalonym ubraniami fotelu i spojrzal na kumpla. - Co jest? Opowiesz mi w koncu?
- Tak, zamknij sie. Mysle co mam ci powiedziec i jak. Chce zebys wszystko zrozumial i nie wzial mnie za idiote.
- Juz cie za niego uwazam, nie masz sie co przejmowac.
Shannon krotko i jakby malo swiadomie kiwnal glowa, przyznajac mu racje. Rozejrzal sie po panujacym w pokoju burdelu i usmiechnal sie kwasno. - Mam corke, wiesz? - odezwal sie w koncu, lecz jego glos nie byl przepelniony radoscia, a gorzkim zalem i jakby pretensja. Tomo wytrzeszczyl oczy ze zdumienia. Owszem, to sie zdarzalo w zespolach muzycznych, ze ich czlonkowie czesto i gesto rozsiewali swoje nasienie gdzie popadnie, z ktorych czasem rodzily sie niechciane i nieznane przez swoich ojcow dzieci. Nigdy jednak nie przypuszczalby, ze taka sytuacja moze spotkac ktoregos z jego kumpli z zespolu. - Gratulacje. - chrzaknal krotko, nie bardzo wiedzac, jak prawidlowo zareagowac. - Mam nadzieje, ze urode odziedziczyla po matce, nie po tobie.
- Jestes glupi. - stwierdzil Leto blyskawicznie, ale Chorwat widzial, ze jego napieta z nerwow twarz lagodnieje.
- Ile corka ma lat?
- Niedawno skonczyla trzy lata...
- Czekaj, czekaj, a skad wiesz, ze to twoja corka? Moze jakas mloda laseczka, z ktora kiedys spales, cie wrabia, zebys musial alimenty placic. - slowa Milicevicia brzmialy calkiem logicznie i wielu mogloby mu przytaknac, zgadzajac sie z nim. Shannon jednak stanowczo pokrecil glowa. - To jest moja corka. Ja to wiem, Tomo.
- No a matka... Ah, tak. - mezczyzna zamilkl, w myslach laczac wszystkie fakty w  jedna calosc. - To Sarah jest jej matka, prawda?
Sarah Joplin, zwyczajna dziewczyna z San Diego przez pol roku byla w zwiazku z Shannonem. To byl najdluzszy zwiazek mezczyzny i moze nawet jedyny tak powazny. Poznali sie cztery lata wczesniej po koncercie. Wyszli razem z imprezy i przez nastepne szesc miesiecy nie odstepowali sie ani na krok. Leto nie kryl sie ze swoim zwiazkiem, widac bylo, ze to prawdziwa milosc. Az pewnego dnia Sarah po prostu zniknela. Shannon nie odpowiadal na pytania z nia zwiazane, nikt nic nie wiedzial. Poza samym perkusista.
- Tak, Sarah jest jej matka. A ja jestem ojcem. - mezczyzna gryzl sie przez chwile z zamiarem powiedzenia calej prawdy przyjacielowi, az w koncu westchnal cicho i podjal opowiesc. - Zaszla w ciaze na krotko przed naszym rozstaniem. Wlasciwie ta ciaza byla powodem zerwania. Zachowalem sie jak dupek, nie chcialem, zeby czyjes istnienie bylo zalezne ode mnie. Balem sie... - wyszeptal i przestal mowic. Patrzyl na Tomo i czekal na jakies slowo z jego strony. Na to az przyjaciel zmiesza go z blotem, zwyzywa od najgorszych za to, co juz sie stalo, lub po prostu wstanie i wyjdzie, nie chcac miec zupelnie nic z nim doczynienia. Milicevic jednak nadal siedzial na swoim miejscu, nie odzywal sie i czekal na ciag dalszy wypowiedzi Shannona. Wiec Leto po krotkiej chwili znow zaczal mowic. - Odkad zerwalem z Sarah nie widzialem jej ani razu. Ani jej, ani dziecka. Wysylalem jej pieniadze, chociaz nigdy mnie o nie nie posila. Na poczatku nawet mi je odsylala. Moze nawet nigdy bym sie nie spotkal z nimi, moze za pare lat zupelnie bym zapomnial o tym, co sie stalo miedzy nami. Ale jakis miesiac temu dostalem list ze szpitala. Nawet nie od niej, tylko od lekarza. Pisal mi w nim, ze mala jest chora. Bardzo chora. Prosili mnie o to, zebym poddal sie badaniom sprawdzajacym, czy moge zostac dawca...
- Dawca? Na co zachorowala twoja corka? - Tomo wtracil sie, jakby sie obawial, ze ta kwestie perkusista moglby przegapic. Nagle zorientowal sie, ze oczy przyjaciela przesloniete sa jakby szklana zaslona z lez.
- Ostra bialaczka szpikowa. Poddalem sie badaniom, wynik wyszedl negatywny. Nie moge byc dawca dla malej. A szanse na jej przezycie z dnia na dzien nikna. Ona jest taka mala... - mezczyzna nie wytrzymal, glos mu sie zalamal, a po policzkach poplynely lzy. Chorwat nadal nie wiedzial jak zareagowac, ale teraz juz wiecej rozumial. To dlatego Leto staral sie zapic wszystkie swoje problemy. Nie mogl nikomu sie wyzalic, nikt nie zwrocil uwagi, ze cos go gryzie, wiec siegal po wodke. Kiedys, we wczesnej mlodosci Milicevic robil podobnie. Wybieral alkohol i narkotyki, zamiast rozmowe z kims bliskim. Jednak on nigdy nie byl w takiej sytuacji jak jego przyjaciel. On nie mial malutkiej coreczki, ktora umierala. Mezczyzna staral sie przelknac wielka gule, ktora nagle pojawila sie w jego gardle.
- Lekarze maja nadzieje, ze znajdzie sie dawca, ze mala z tego wyjdzie. Tez mam taka nadzieje. Tylko tak troche sie zalamalem... Nie wiedzialem, co mam robic. Bo nic nie moge zrobic, rozumiesz? Nic.
Zapadla cisza, Shannon cicho podciagnal nosem i niezdarnie podniosl sie z lozka. Chwycil stojaca na szafce nocnej puszke piwa, ta jednak okazala sie byc pusta. Odstawil ja z powrotem i wyciagnal spod lozka plecak. Znalazl ostatnia puszke z chmielnym napojem. Otworzyl ja i na poczatku podal przyjacielowi, ktory bez slowa ja wzial i upil spory lyk. Puszka chwile przechodzila z reki do reki, az ostatecznie zatrzylama sie u perkusisty. - Jestem zalosny.
- Nie jestes. Ale to wszystko trzeba wyjasnic Jaredowi...
- Co trzeba mi wyjasniac? Dlaczego nie ma was na probie? Shannon, czy dzis laskawie bedziesz w stanie zabrac swoj tylek do tej jebanej roboty? - w drzwiach jakby na zawolanie pojawil sie mlodszy Leto ze szczera zloscia wypisana na twarzy i nieodparta checia wdania sie w klotnie. Cala sytuacje uratowal Milicevic. - Wlaz, musimy porozmawiac.

***

Shannon znalazl w barku ostatnia butelke wodki. W lodowce mial jeszcze trzy puszki piwa i pol butelki wina. Bedzie musial zrobic zapasy. Dlugo bez alkoholu nie wytrzyma. Ostatnio w pelni trzezwy byl poltora miesiaca temu, na pogrzebie malej Camile Leto. Dziewczynka nie doczekala sie swojego dawcy i zmarla. Tego dnia, po pogrzebie Shannon po raz ostatni widzial sie z matka dziecka, ze swoja matka, bratem, Tomo i reszta przyjaciol.
W kwestii nagrywania plyty zespol zatrudnil innego perkusiste, aby ten mogl dokonczyc partie starszego Leto. Jared byl przekonany, ze jak teraz da swojemu bratu spokoj, to do czasu pierwszego koncertu w czerwcu, ten wroci do siebie i bedzie mogl znow grac z reszta chlopakow. Nie wiedzial, jak bardzo sie myli.
Leto wyciagnal z szafki przy lozku proszki, ktore przepisal mu psychiatra na pierwszym i jedynym ich spotkaniu. Juz wtedy kategorycznie stwierdzil, ze ich nie uzyje. Wcale nie chcial sie uspokajac tabletkami. Wolal alkohol. Nagle zasmial sie glosno, histerycznie wrecz, zdajac sobie sprawe, ze przeciez moze polaczyc te dwie rzeczy. Swoj ukochany alkohol i te wszystkie prochy, ktore tak uparcie wciskal mu ten pierdolony lekarz. Wtedy caly swiat da mu spokoj. Nikt nie bedzie pisal smiesznych listow, pelnych klamstw, nikt nie bedzie do niego dzwonil  i nagrywal sie bez przerwy na sekretarke - chociaz i tak bylo to niemozliwe odkad Leto przestal na biezaco sprawdzac i usuwac wiadomosci - wreszcie dadza mu spokoj. A i mala Camile nie bedzie mu sie noc w noc snila. Blada, lysa dziecinka, sciskajaca w chudych ramionkach wyplowialego, rozowego misia. Misia, ktorego kiedys dawno Shannon podarowal swojej ukochanej dziewczynie, matce coreczki.
Nie, niech to wszystko sie juz skonczy.
Leto nie wiedzial kiedy zaczal plakac. Wysypal wszystkie pigulki na stol i usiadl w fotelu. Odkrecil butelke i napil sie, aby sie uspokoic. Lzy jednak nadal plynely. Mezczyzna wkladal do ust pojedynczo tabletki i kazda polykal, zapijajac je wodka. Po ostatniej bialej pastylce i butelka zostala oprozniona. Shannon chwile siedzial, czekajac az ogarnie go rozluznienie i blogi spokoj. Zatesknil jednak za procentami. Byl przeciez alkoholikiem. Tak, teraz mogl to przed soba samym przyznac. Upadl na samo dno i juz nic nie bylo w stanie go stamtad wyciagnac, a to co moglo go jeszcze bardziej zakotwiczyc to zwykla puszka piwa, ktorej tak teraz pragnal. Zsunal sie z siedzenia na podloge i jak slepiec, na kolanach ruszyl w strone kuchni. Nie byl nawet w polowie drogi, gdy po prostu upadl bezwladnie na dywan. Zasnal i juz nigdy wiecej mial sie nie obudzic.




____________________________________


Tak. Dzis nie ma Shomo. Poczatkowo shot mial wygladac zupelnie inaczej i mial byc zupelnie o czym innym. Ale wyszlo jak wyszlo, czyli po mojemu.

wtorek, 5 marca 2013

Pamietasz jak to bylo?

Radio w kuchni cicho gralo, spiker wlasnie oznajmil, ze zostalo 20 minut do godziny osmej rano. Umiesniony brunet w fartuchu krzatal sie miedzy szafkami, blatem i kuchenka. Siekal swiezy szczypiorek, mieszal jajecznice na patelni i wyciagal grzanki z tostera, gwizdzac i spiewajac wychwycone z piosenek kawalki. Nie byl dobry w gotowaniu, ale z pewnoscia potrafil przyrzadzic sniadanie. I to naprawde bardzo dobre. Minuty mijaly, a w pomieszczeniu unosil sie smakowity, coraz intensywniejszy zapach. Gdy wszystko bylo juz gotowe mezczyzna postawil na duzej, drewnianej tacy talerz, koszyk z pieczywem, filizanke kawy z mlekiem i sok pomaranczowy. Zadowolony popatrzyl na swoje dzielo i po chwili namyslu dostawil jeszcze wazonik z czerwona roza. Niespodzianka byla skoczona.
Miesniak zdjal zapaske, tym samym pozostajac tylko w spodniach dresowych. Umyl rece, wylaczyl radio i chwycil tace. Teraz czekala go juz tylko wyprawa na pietro do sypialni, tak aby nie zabic sie po drodze i niczego nie zepsuc. Dzis byla naprawde wyjatkowa okazja na takie poswiecenie jak wstanie o swicie i przygotowanie posilku, nawet nie dla siebie, a dla kogos. Dla kogos bardzo waznego.
Schody okazaly sie byc laskawe, brunet nie zahaczyl sie ani nie potknal i juz po chwili pchnal lekko drzwi do sypialni. W pokoju panowal polmrok i rzeczywiscie bylo duszno. Ktos kiedys zazartowal, ze rano w miejscu gdzie sie spi zawsze smierdzi trupem i to byla swieta prawda. Juz po krotkiej chwili do pomieszczenia wpadly promienie slonca i przyjemny, orzezwiajacy podmuch wiatru, a mezczyzna zasiadl na lozku. Lezaca na nim zywa, ludzka gora poruszyla sie nieco, a spod koldry wydobylo sie ciche senne westchniecie.
- Dzien dobry, kochanie. - to powitanie wystarczylo, aby z poduszki podniosla sie skoltuniona glowa pelna dlugich, czarnych wlosow. Na przybysza patrzyly teraz przesloniete jeszcze snem waskie i niewielkie w swoim rozmiarze, brazowe oczy. - Dzien dobry, Shannon. - odpowiedzial zachrypniety, ale cieply glos. Glowa zblizyla sie do owego Shannona i zlozyla na jego ustach krotki, czuly pocalunek. - Ktora mamy godzine?
- Wczesna, dopiero osma. Przygotowalem ci sniadanie, moj mezczyzno. Smacznego. - dodal, podnoszac sie z lozka, aby siegnac po tace z posilkiem. Kawa jeszcze sie nie rozlala, a jajecznica wygladala na wciaz goraca.
- Nie chcesz mnie otruc, prawda? - dlugowlosy mezczyzna z kpiacym usmiechem przygladal sie towarzyszowi, biorac w dlon widelec. Upil lyk soku i nie czekajac na odpowiedz wlozyl do ust kes. Shannon usmiechnal sie szeroko, widzac jak mezczyzna z uznaniem kiwa glowa. Oczywiscie wiedzial, ze to tylko zwyczajna jajecznica, ale cieszyl sie, ze sprawil mala ucieche ukochanemu.
- A wiesz z jakiej to okazji, Tomo?
- To juz nie moge sie spodziewac sniadania bez-okazji?
Mezczyzni chwile siedzieli w ciszy, slychac bylo tylko widelec, co raz uderzajacy o talerz. Tomo dla wiekszej zabawy karmil Shannona jak malego chlopca, ale obu sprawialo to tylko przyjemnosc. Po chwili po sniadaniu zostaly puste naczynia, a taca stala na nocnej szafce. Lezacy brunet przyciagnal do siebie pseudo-kucharza i oboje znalezli sie pod koldra. Cialo przy ciele, stykali sie czolami.
- Pamietasz jak to bylo? - zapytal niby od niechcenia Shannon, rysujac palcem kolka po zebrach kochanka.
- Nie obrazaj mnie. Oczywiscie, ze pamietam. To byl najcudowniejszy dzien mojego zycia.
- Naprawde?
- Smiesz w to watpic? Wstydz sie, Shannonie Leto, ty draniu.
Oboje wybuchneli smiechem, a fala rozluznienia posunela ich o krok dalej i partnerzy zatracili sie w spontanicznych pocalunkach i pieszczotach.

***

Mlody Tomo wszedl do pokoju hotelowego z rekami w kieszeniach i niezbyt szczesliwa mina. Nie wiedzial, co ze soba zrobic. Dlugo krazyl bez celu po okolicy, ogladajac wystawy sklepow i sluchajac w sluchawkach pierwszej plyty Metallicy. Przygladal sie mijajacym go ludziom, zastanawiajac sie, czy ktos w ogole go rozpozna. W koncu byl nie byle kim, tylko gitarzysta w znanym zespole rockowym. Bzdury, mezczyzna skarcil sie w myslach. Byl zwyklym facetem, Amerykaninem z odzysku, takim, ktoremu po prostu sie poszczescilo. Nic wiecej. Pewnie gdyby nie to, ze kilka lat temu zespol szukal na gwalt kogos umiejacego 'poslugiwac sie wioslem', Milicevic teraz siedzialby w jakiejs taniej kuchni i kroil warzywa na zupe, albo przystrajalby czekoladowy tort lukrem, jak chciala jego matka. A tak teraz znajdowal sie w Nowym Yorku i czekal na wieczorny koncert, ktory mial dawac z chlopakami. Do imprezy pozostalo jakies osiem godzin, a dopiero za trzy mieli sie wszyscy spotkac na hali, aby zrobic ostatnia probe i wszystko przygotowac. Reszta zespolu zostala w hotelu i odpoczywala po wczorajszej, dosyc szalonej nocy. Shannon spal, Jared zabawial sie z jakas mloda blondynka z recepcji, a Matt zamknal sie w pokoju z zona Libby, ktora specjalnie dla niego przyjechala do NY. Tomo westchnal, jak czlowiek stary, zupelnie zmeczony swoim zyciem. Nie mial przy sobie nikogo bliskiego, rodzina zostala w Michigan, a Vicki nie odzywala sie do niego juz od miesiaca. Mowila, ze jest zajeta, ze nie ma czasu, ale Tomo podejrzewal, ze byl ktos trzeci. Ktos, kto na pewno byl na miejscu, gdy kobieta musiala sie komus wyplakac, ktos, kto otoczyl ja swoim ramieniem, jak kiedys, jeszcze za czasow szkolnych robil to Milicevic, obiecujac, ze wszystko sie ulozy. Dobrze, niech i tak bedzie. Z innym mezczyzna bedzie jej na pewno lepiej. O siebie sie Tomo zupelnie nie martwil, w koncu zawsze znajdzie sie fanka, chocby zupelnie glupia, lub po prostu slepa, ktora wybierze noc z nim, a nie z ktoryms z braci Leto. Chorwat zasmial sie gorzko. Nie mial zalu do chlopakow o to, ze jest mniej rozpoznawalny, jak niektorzy podejrzewali. Tak po prostu bylo, Tomo nie byl zazdrosny. Slawa nie zawsze otwiera wszystkie drzwi, ktore bysmy chcieli i mezczyzna o tym doskonale wiedzial.
Nie wiedzac, co jeszcze robi na tych zatloczonych ulicach, udal sie z powrotem do hotelu w ktorym sie zatrzymali. W recepcji minal Emme, asystentke Jareda, ktora obdarzyla gitarzyste przyjaznym usmiechem znad platikowego kubka kawy na wynos. Kobieta trzymala przy uchu telefon komorkowy i z tego, co Tomo wywnioskowal, rozmawiala ze swoim chlopakiem. Ogolnie, widok Emmy bez komorki byl dosyc dziwnym i rzadko spotykanym zjawiskiem. To tak jakby zobaczyc Jareda bez makijazu.
Mezczyzna usiadl na kanapie i chwycil pilota. Chwile skakal po kanalach, az w koncu zatrzymal sie na muzycznym programie. Wzial do reki oparta o lozko gitare i probowal wbic sie w melodie. Po kilku probach mu sie udalo i ze sluchu, nieco spozniajac gral jakas popowa piosenke dla nastolatek. Nawet nie uslyszal, gdy drzwi do pokoju sie otworzyly i po chwili cicho zamknely. Dopiero gdy skonczyl grac za jego plecami rozlegly sie oklaski. Tomo az podskoczyl na siedzeniu, a gosc zasmial sie gromko.
- Niezle ci to wyszlo. Nie chcialem przeszkadzac, ale szedlem korytarzem i gdy cie uslyszalem, to musialem wejsc, zobaczyc to na zywo. - do Chorwata usmiechal sie perkusista. Wszedl glebiej w pokoj i usiadl naprzeciwko przyjaciela na jednym z foteli.
- Siema, Shann. Myslalem, ze bedziesz jeszcze spal. - Tomo uwaznie obserwowal przyjaciela, jakby dopiero teraz zobaczyl go po raz pierwszy. Od mezczyzny bila tak sympatyczna aura, ze Milicevic musial sie usmiechnac. Zrobil to jednak jakby z lekkim przestrachem, czy nawet wstydem.
- Nie docenialem cie przez caly ten czas. Zawsze uwazalem cie za heavymetalowca, a tu taka niespodzianka, moj Tomo potrafi nawet zagrac piosenki ksiezniczki pop, Britney Spears, ha!
On powiedzial 'moj'? Dlaczego tak powiedzial? Co mial przez to na mysli? 'Moj Tomo'...
- Hej, zyjesz? - Leto pstryknal palcami tuz przed twarza Chorwata. Mezczyzna nawet nie zakodowal tego, ze jego towarzysz zmienil miejsce i teraz siedzial na kanapie obok niego. - Wez mi zagraj cos jeszcze. Moze byc Britney, jesli kobietka tak bardzo ci sie podoba. - perkusista mrugnal do niego, rozsiadajac sie wygodniej z noga na nodze. Przez spodnie z dresu rysowal sie niewyrazny ksztalt przyrodzenia, ale zaraz, zaraz... Na co Tomo sie w ogole gapil? Mial grac, a nie wpatrywac sie w krocze kumpla z zespolu. Nerwowo probowal przypomniec sobie odpowiednie chwyty, ale na darmo. Nie trafial w struny, palce zatrzymywaly sie na zlych progach i dwa razy tak niefortunnie uderzyl w metalowe zylki, ze zranil kciuk do krwi.
- A tak w ciebie wierzylem. Musisz jeszcze popracowac, jesli nadal chesz byc w naszym zespole. Gdyby cie teraz Jared slyszal, to wiesz, juz moglbys szukac restauracji, ktora moze przyjelaby cie na zmywak. - Shannon zlosliwie zartowal sobie z gitarzysty, przecierajac mu rane wacikiem nasaczonym woda utleniona. Oczywiscie mezczyzna sie uparl, ze sam zrobi opatrunek Miliceviciowi, jako 'jedyny swiadek wypadku'. Tomo nie mial nic przeciwko. Patrzyl jak duze dlonie, ze zgrubieniami i kurzajkami od trzymanych przez lata palek zwinnie wycieraja krew i chowaja rane pod bialym plastrem. - Gotowe. Daj, jeszcze ucaluje zeby sie szybciej goilo. W koncu to ja jestem tym draniem, przez ktorego zostales kaleka. - gitarzysta myslal, ze ten znow zartuje, ale nie. Shannon rzeczywiscie przyciagnal zraniona dlon do siebie i zlozyl pocalunek na opatrunku. - Mam nadzieje, ze dasz rade grac dzis na koncercie. Inaczej Jared cie zamorduje. - zasmial sie perkusista, wstajac i kierujac sie do wyjscia. - Ale nie martw sie, obronie cie przed swoim mlodszym bratem, mozesz na mnie liczyc. Trzymaj sie. - Leto kiwnal lekko glowa, posylajac ostatni usmiech mezczyznie i wyszedl, zamykajac za soba drzwi. A Tomo nadal siedzial na tej nieszczesnej kanapie, jakby sparalizowany tym, co sie przed momentem stalo. Po dluzszej chwili kontemplowania i wewnetrznego przezywania wybuchnal krotkim, nerwowym smiechem.
Miesiac pozniej Tomo Milicevic i Shannon Leto oficjalnie zostali para, ku naprawde bardzo dziwnym reakcjom fanek, poczawszy od histerycznego placzu i zazalen pelnych pretensji, przez ciche wyzwiska kierowane zarowno w ich strone, jak i calego bandu, od 'pedalow', 'lachociagow' i 'homosiow', na szczerej radosci konczac. Tego ostatniego bylo najwiecej, wiec Jared, ktory poczatkowo bal sie tego 'zakazanego zwiazku', lub raczej tego, jak on wplynie na dalsze zycie zespolu, w koncu poblogoslawil brata i przyjaciela. Od tego czasu minelo wlasnie osiem lat. Osiem dlugich, wspanialych lat.

***

- Nadal uwazasz, ze nie pamietam jak to bylo? - Tomo wisial nad lezacym Shannonem , przyciskajac zablokowane rece do poduszki, tuz za jego glowa. Co chwila schylal sie do niego, skladajac mu na ustach niespieszne pocalunki. Leto probowal wyswobodzic sie, aby moc chwycic ta ukochana twarz w dlonie i przedluzyc rozkosz, jednak Milicevic byl silny i nie puszczal kochanka. - Oczywiscie, ze pamietasz. W koncu to byl 'najcudowniejszy dzien w twoim zyciu', jesli pozwolisz, ze cie zacytuje. - mezczyzna usmiechnal sie szczerze, czule, uroczo. Patrzyl w oczy Chorwata i widzial w nich tylko niekonczacy sie ogrom milosci. Mial nadzieje, ze i w jego oczach partner dostrzeze to samo.
- Uprzedzajac twoje wscipskie pytanie, dla mnie to tez byl najcudowniejszy dzien w zyciu.
Tomo znow pochylil sie, a ich usta zlaczyly sie juz na dluzej. W koncu puscil trzymane rece perkusity, tym samym skazujac sie na prawie miazdzacy uscisk. Role sie odrwocily, teraz to Shannon byl u gory. - Kocham cie najmocniej na swiecie i nigdy nie przestane. - wyszeptal, tak jakby wokol az roilo sie od ciekawskich podsluchiwaczy.
- A ja i tak kocham cie mocniej, moj draniu.




_____________________________________





Kocham taki fluff, nie pytajcie dlaczego. ^___^