niedziela, 10 marca 2013

Ja to wiem, Tomo.

Byl pozny wieczor. Umiesniony brunet siedzial w glebokim fotelu i sciskal w dloni  oprozniona do polowy butelke wodki. Na stole przed nim lezala zaklejona koperta. Adresatem byl Shannon Leto, nadawca Tomo Milicevic. Mezczyzna, wlasciciel listu, wpatrywal sie w niego zmeczonym wzrokiem, do polowy przyslonietym coraz ciezszymi powiekami. Nie wiedzial, czy otworzyc koperte, czy nie. Nie znosil tych wiadomosci, ktore Tomo co jakis czas zostawial w jego skrzynce.
Znow podniosl butelke do ust i upil kolejny lyk piekacego trunku.Wodka przyjemnie rozgrzewala i blogo mulila umysl, zatrzymujac wszystkie niepotrzebne mysli. W koncu wzial do trzesacej sie reki koperte i rozerwal ja, zupelnie nie patrzac na to, czy przy okazji naruszy sam list, czy nie. Rozlozyl kartke i staral sie skupic wzrok na skaczacych literach. Korespondencja nie byla dluga, ledwo trzy zdania, krzywo nakreslone atramentem.
 'Tesknimy za toba. Wciaz czekamy na twoja chec spotkania sie z nami. Nie mozesz sie tak zamykac ze swoimi problemami, przeciez masz nas.'
 Shannon prychnal pijackim smiechem. Niewiele myslac zgniotl w dloniach papier i cisnal kulke przez pokoj. Szczera obojetnosc zbudowana alkoholem zaczela kruszec i mezczyzna na nowo zostal zaatakowany uczuciami. Smutkiem, zloscia, poczuciem swojej winy i beznadziejnosci. W takim przypadku jedyne, co Leto mogl zrobic to tylko dopic wodke i przeszukac barek, a nuz znajdzie sie tam jeszcze jedna butelka.
Zakaszlal, gdy juz caly napoj przelal sie po jego gardle, a szklo poszybowalo przez pokoj, roztrzaskujac sie z hukiem na przeciwleglej scianie.

***

Pol roku wczesniej.


- Shannon, kurwa, wstawaj. Ogarnij sie!
W pokoju panowal polmrok spowodowany zaslonietymi zaluzjami, smierdzialo kwasnym moczem i tanim alkoholem. Tomo chodzil naprawde wkurzony po sypialni, zbierajac rozrzucone butelki i puszki po piwie. Byli juz spoznieni, najdalej jak za pol godziny wszyscy troje mieli zasiasc w studiu i kontynuowac prace nad nowa plyta.
Jared od tygodnia byl w stanie totalnej wscieklosci. Razem z zespolem dostawali coraz to nowsze propozycje grania koncertow na letnich festiwalach w Europie, a czwarty krazek, ktory mieli wtedy promowac, jeszcze nie byl skonczony. Co prawda brakowalo w nim szczegolow, ostatnich detali, moze dwie, trzy piosenki byly jeszcze do dogrania, poprawienia. Jednak mlodszy Leto byl perfekcjonista. Chcial zeby ten album byl jednym z najlepszych , a to co on chcial osiagnac w branzy muzycznej bylo zawsze najwazniejsze i musialo sie pokryc z rzeczywistoscia. Tak wiec Jared siedzial dniami i nocami, spiewal, gral na gitarze te partie, ktore tylko potrafil. Jednak nawet on nie byl w stanie robic wszystkiego w zespole. Perkusji nie dotykal, ta nalezala do jego starszego brata, byla jego prywatna swietoscia, jego ukochana. Caly problem polegal w tym, ze jej wlasciciel od kilku juz dni na niej nie bebnil, tylko zamykal sie w swoim pokoju i pil. Powody, ktore wymyslal i wmawial czekajacemu pod drzwiami Tomo byly rozne, lecz skutek zawsze ten sam - Leto zasypial w kaluzy wlasnych wymiocin, totalnie odciety od rzeczywistosci. Gdyby nie to, ze Milicevic jako tako sie o niego martwil, perkusista nic by nie jadl i swoje potrzeby fizjologiczne zalatwialby w lozku. Kiedy to sie stalo, ze znany i pozadany przez tysiace kobiet Shannon tak sie stoczyl? Nikt nie wiedzial, a sam Leto nie staral sie niczego wyjasniac. Uwazal, ze nie jest nikomu nic winien, a jego zycie i to co z nim robil nie powinno innych interesowac. Nie przejmowal sie terminami wytworni, obietnicami, jakie na wpol trzezwo skladal, prosbami Tomo i wrzaskami Jareda. Wielokrotnie szarpal sie z bratem, a telefony od swojej matki juz zupelnie przestal odbierac.
Shannon zamykal sie w skorupie. Byl tylko on i alkohol.
Nie od dzis wiadomo bylo, ze mezczyzna lubil sobie wypic. Znal jednak umiar. Az do teraz.
Tomo znow zaklnal siarczyscie i z impetem wrzucil trzymana butelke do przepelnionego kosza na smieci. Zerwal ze starszego Leto koldre i zaczal szarpac jego ramie, silnie, natarczywie.
- O chuj ci chodzi... Wynos sie stad! - mezczyzna wtulil zarosnieta twarz w poduszke, chowajac sie przed ta odrobina swiatla, ktora zaatakowala jego oczy, a moze i przed calym swiatem.
- Nie. Nie wyjde stad, poki mi w koncu nie wytlumaczysz, co sie wlasciwie dzieje. Dlaczego od dluzszego czasu zachowujesz sie jak zwykly kutas? Zajmuje sie toba, jak cholernym dzieciakiem, naleza mi sie jakies wyjasnienia! - jeszcze chwila i Chorwat na sile wyciagnalby Shannona z lozka tylko po to aby dac mu w ryj. Kipial ze zlosci, ale przede wszystkim chcial sie dowiedziec, co bylo przyczyna tego zachowania jego przyjaciela. Milicevic dlugo stal nad poslaniem i przygladal sie perkusiscie z rosnacym zrezygnowaniem. Juz zupelnie stracil nadzieje na jakiekolwiek slowo od mezczyzny. Odwrocil sie i ruszyl do wyjscia, po drodze kopiac pusta puszke.
- Stoj. Zamknij drzwi i wroc tu, prosze.
Gitarzysta nie spodziewal sie tej prosby, ale wykonal ja niezbyt chetnie. Usiadl na zawalonym ubraniami fotelu i spojrzal na kumpla. - Co jest? Opowiesz mi w koncu?
- Tak, zamknij sie. Mysle co mam ci powiedziec i jak. Chce zebys wszystko zrozumial i nie wzial mnie za idiote.
- Juz cie za niego uwazam, nie masz sie co przejmowac.
Shannon krotko i jakby malo swiadomie kiwnal glowa, przyznajac mu racje. Rozejrzal sie po panujacym w pokoju burdelu i usmiechnal sie kwasno. - Mam corke, wiesz? - odezwal sie w koncu, lecz jego glos nie byl przepelniony radoscia, a gorzkim zalem i jakby pretensja. Tomo wytrzeszczyl oczy ze zdumienia. Owszem, to sie zdarzalo w zespolach muzycznych, ze ich czlonkowie czesto i gesto rozsiewali swoje nasienie gdzie popadnie, z ktorych czasem rodzily sie niechciane i nieznane przez swoich ojcow dzieci. Nigdy jednak nie przypuszczalby, ze taka sytuacja moze spotkac ktoregos z jego kumpli z zespolu. - Gratulacje. - chrzaknal krotko, nie bardzo wiedzac, jak prawidlowo zareagowac. - Mam nadzieje, ze urode odziedziczyla po matce, nie po tobie.
- Jestes glupi. - stwierdzil Leto blyskawicznie, ale Chorwat widzial, ze jego napieta z nerwow twarz lagodnieje.
- Ile corka ma lat?
- Niedawno skonczyla trzy lata...
- Czekaj, czekaj, a skad wiesz, ze to twoja corka? Moze jakas mloda laseczka, z ktora kiedys spales, cie wrabia, zebys musial alimenty placic. - slowa Milicevicia brzmialy calkiem logicznie i wielu mogloby mu przytaknac, zgadzajac sie z nim. Shannon jednak stanowczo pokrecil glowa. - To jest moja corka. Ja to wiem, Tomo.
- No a matka... Ah, tak. - mezczyzna zamilkl, w myslach laczac wszystkie fakty w  jedna calosc. - To Sarah jest jej matka, prawda?
Sarah Joplin, zwyczajna dziewczyna z San Diego przez pol roku byla w zwiazku z Shannonem. To byl najdluzszy zwiazek mezczyzny i moze nawet jedyny tak powazny. Poznali sie cztery lata wczesniej po koncercie. Wyszli razem z imprezy i przez nastepne szesc miesiecy nie odstepowali sie ani na krok. Leto nie kryl sie ze swoim zwiazkiem, widac bylo, ze to prawdziwa milosc. Az pewnego dnia Sarah po prostu zniknela. Shannon nie odpowiadal na pytania z nia zwiazane, nikt nic nie wiedzial. Poza samym perkusista.
- Tak, Sarah jest jej matka. A ja jestem ojcem. - mezczyzna gryzl sie przez chwile z zamiarem powiedzenia calej prawdy przyjacielowi, az w koncu westchnal cicho i podjal opowiesc. - Zaszla w ciaze na krotko przed naszym rozstaniem. Wlasciwie ta ciaza byla powodem zerwania. Zachowalem sie jak dupek, nie chcialem, zeby czyjes istnienie bylo zalezne ode mnie. Balem sie... - wyszeptal i przestal mowic. Patrzyl na Tomo i czekal na jakies slowo z jego strony. Na to az przyjaciel zmiesza go z blotem, zwyzywa od najgorszych za to, co juz sie stalo, lub po prostu wstanie i wyjdzie, nie chcac miec zupelnie nic z nim doczynienia. Milicevic jednak nadal siedzial na swoim miejscu, nie odzywal sie i czekal na ciag dalszy wypowiedzi Shannona. Wiec Leto po krotkiej chwili znow zaczal mowic. - Odkad zerwalem z Sarah nie widzialem jej ani razu. Ani jej, ani dziecka. Wysylalem jej pieniadze, chociaz nigdy mnie o nie nie posila. Na poczatku nawet mi je odsylala. Moze nawet nigdy bym sie nie spotkal z nimi, moze za pare lat zupelnie bym zapomnial o tym, co sie stalo miedzy nami. Ale jakis miesiac temu dostalem list ze szpitala. Nawet nie od niej, tylko od lekarza. Pisal mi w nim, ze mala jest chora. Bardzo chora. Prosili mnie o to, zebym poddal sie badaniom sprawdzajacym, czy moge zostac dawca...
- Dawca? Na co zachorowala twoja corka? - Tomo wtracil sie, jakby sie obawial, ze ta kwestie perkusista moglby przegapic. Nagle zorientowal sie, ze oczy przyjaciela przesloniete sa jakby szklana zaslona z lez.
- Ostra bialaczka szpikowa. Poddalem sie badaniom, wynik wyszedl negatywny. Nie moge byc dawca dla malej. A szanse na jej przezycie z dnia na dzien nikna. Ona jest taka mala... - mezczyzna nie wytrzymal, glos mu sie zalamal, a po policzkach poplynely lzy. Chorwat nadal nie wiedzial jak zareagowac, ale teraz juz wiecej rozumial. To dlatego Leto staral sie zapic wszystkie swoje problemy. Nie mogl nikomu sie wyzalic, nikt nie zwrocil uwagi, ze cos go gryzie, wiec siegal po wodke. Kiedys, we wczesnej mlodosci Milicevic robil podobnie. Wybieral alkohol i narkotyki, zamiast rozmowe z kims bliskim. Jednak on nigdy nie byl w takiej sytuacji jak jego przyjaciel. On nie mial malutkiej coreczki, ktora umierala. Mezczyzna staral sie przelknac wielka gule, ktora nagle pojawila sie w jego gardle.
- Lekarze maja nadzieje, ze znajdzie sie dawca, ze mala z tego wyjdzie. Tez mam taka nadzieje. Tylko tak troche sie zalamalem... Nie wiedzialem, co mam robic. Bo nic nie moge zrobic, rozumiesz? Nic.
Zapadla cisza, Shannon cicho podciagnal nosem i niezdarnie podniosl sie z lozka. Chwycil stojaca na szafce nocnej puszke piwa, ta jednak okazala sie byc pusta. Odstawil ja z powrotem i wyciagnal spod lozka plecak. Znalazl ostatnia puszke z chmielnym napojem. Otworzyl ja i na poczatku podal przyjacielowi, ktory bez slowa ja wzial i upil spory lyk. Puszka chwile przechodzila z reki do reki, az ostatecznie zatrzylama sie u perkusisty. - Jestem zalosny.
- Nie jestes. Ale to wszystko trzeba wyjasnic Jaredowi...
- Co trzeba mi wyjasniac? Dlaczego nie ma was na probie? Shannon, czy dzis laskawie bedziesz w stanie zabrac swoj tylek do tej jebanej roboty? - w drzwiach jakby na zawolanie pojawil sie mlodszy Leto ze szczera zloscia wypisana na twarzy i nieodparta checia wdania sie w klotnie. Cala sytuacje uratowal Milicevic. - Wlaz, musimy porozmawiac.

***

Shannon znalazl w barku ostatnia butelke wodki. W lodowce mial jeszcze trzy puszki piwa i pol butelki wina. Bedzie musial zrobic zapasy. Dlugo bez alkoholu nie wytrzyma. Ostatnio w pelni trzezwy byl poltora miesiaca temu, na pogrzebie malej Camile Leto. Dziewczynka nie doczekala sie swojego dawcy i zmarla. Tego dnia, po pogrzebie Shannon po raz ostatni widzial sie z matka dziecka, ze swoja matka, bratem, Tomo i reszta przyjaciol.
W kwestii nagrywania plyty zespol zatrudnil innego perkusiste, aby ten mogl dokonczyc partie starszego Leto. Jared byl przekonany, ze jak teraz da swojemu bratu spokoj, to do czasu pierwszego koncertu w czerwcu, ten wroci do siebie i bedzie mogl znow grac z reszta chlopakow. Nie wiedzial, jak bardzo sie myli.
Leto wyciagnal z szafki przy lozku proszki, ktore przepisal mu psychiatra na pierwszym i jedynym ich spotkaniu. Juz wtedy kategorycznie stwierdzil, ze ich nie uzyje. Wcale nie chcial sie uspokajac tabletkami. Wolal alkohol. Nagle zasmial sie glosno, histerycznie wrecz, zdajac sobie sprawe, ze przeciez moze polaczyc te dwie rzeczy. Swoj ukochany alkohol i te wszystkie prochy, ktore tak uparcie wciskal mu ten pierdolony lekarz. Wtedy caly swiat da mu spokoj. Nikt nie bedzie pisal smiesznych listow, pelnych klamstw, nikt nie bedzie do niego dzwonil  i nagrywal sie bez przerwy na sekretarke - chociaz i tak bylo to niemozliwe odkad Leto przestal na biezaco sprawdzac i usuwac wiadomosci - wreszcie dadza mu spokoj. A i mala Camile nie bedzie mu sie noc w noc snila. Blada, lysa dziecinka, sciskajaca w chudych ramionkach wyplowialego, rozowego misia. Misia, ktorego kiedys dawno Shannon podarowal swojej ukochanej dziewczynie, matce coreczki.
Nie, niech to wszystko sie juz skonczy.
Leto nie wiedzial kiedy zaczal plakac. Wysypal wszystkie pigulki na stol i usiadl w fotelu. Odkrecil butelke i napil sie, aby sie uspokoic. Lzy jednak nadal plynely. Mezczyzna wkladal do ust pojedynczo tabletki i kazda polykal, zapijajac je wodka. Po ostatniej bialej pastylce i butelka zostala oprozniona. Shannon chwile siedzial, czekajac az ogarnie go rozluznienie i blogi spokoj. Zatesknil jednak za procentami. Byl przeciez alkoholikiem. Tak, teraz mogl to przed soba samym przyznac. Upadl na samo dno i juz nic nie bylo w stanie go stamtad wyciagnac, a to co moglo go jeszcze bardziej zakotwiczyc to zwykla puszka piwa, ktorej tak teraz pragnal. Zsunal sie z siedzenia na podloge i jak slepiec, na kolanach ruszyl w strone kuchni. Nie byl nawet w polowie drogi, gdy po prostu upadl bezwladnie na dywan. Zasnal i juz nigdy wiecej mial sie nie obudzic.




____________________________________


Tak. Dzis nie ma Shomo. Poczatkowo shot mial wygladac zupelnie inaczej i mial byc zupelnie o czym innym. Ale wyszlo jak wyszlo, czyli po mojemu.

6 komentarzy:

  1. shanoooooooooon ;ccccccccccccccccccccccc klikając w link myślałam, że będzie Shomo i będzie banan na ryjku a jak bardzo sie myliłam ;cccccccc jest mi smutno teraz ;_; ale pisz dalej mam nadzieje ze nikogo nie zabiłas ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, czasem mam ochote kogos zabic, no i tylko tak poprzez fikcje literacka mi sie to udaje.. :l ale nastepny shot chyba bedzie juz jakis milszy, Porzeko.. ;)
      dziekuje za komentarz.

      Usuń
  2. Dobra, pozbierałam się. Mogę pisać.
    Chyba najlepiej, jeśli powiem krótko: czytałam parę one-shotów z podobnym zakończeniem, nie tylko marsowych. Reagowałam różnie. W ten jednak wczułam się tak, jak w bloga Ciasto. I zrobiło mi się smutno. Tym króciutkim opowiadaniem potrafiłaś poruszyć moje skamieniałe serducho, a jak dotąd tylko jednej osobie udało się wywołać podobny efekt.
    Respect.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no dobra, to teraz ja sie pozbieralam.
      po prostu nie wiem, co powiedziec po takim komentarzu. przeczytalam ze dwa, trzy razy tego shota i nie wiem, co w nim jest takiego smutnego. moze dlatego, ze po prostu sama go napisalam. ale jesli w kims to moje pisanie wywoluje taka reakcje, to jestem tym bardziej szczesliwa. naprawde.
      dziekuje i rowniez pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Płakam. Smutno... Ale podoba mi sie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam nadzieję, że wszystko jakoś się poukłada.. Że może jakimś cudem Jared będzie mógł być dawcą, albo że znajdzie się kto inny. Że Shannon wyjdzie z nałogu, poradzi sobie. No ale, życie. Smutne to wszystko, bardzo.

    OdpowiedzUsuń